blogowanie, jak nikt cię nie czyta

… znaczy “mnię” nie czyta.

Zacznę od końca, od podsumowania.
Ile chęci, tyle sensu.

To teraz trochę wyjaśnię.

Blogowanie, przynajmniej w pierwotnym założeniu, to forma pamiętnika.
Tu celem jest, zebranie myśli, podsumowanie własnych przeżyć, a być może i podzielenie się nimi z kimś innym.

Tylko, że pamiętników, za życia autora, czytać nie wypadało.

Gwoli wyjaśnienia, ja się nigdzie jeszcze nie wybieram, mam dwie córki do odchowania, więc co najmniej z 30 lat planuję tu się jeszcze męczyć.

Kontynuując, niegdyś pamiętniki miały formę introwertyczną, o ile tak można poprawnie powiedzieć. Pisane, raczej dla własnej satysfakcji, albo ulgi.
Blog, mimo, iż pamiętnik, jest publiczny, ekstrawertyczny, siląc się na te dziwne analogie. To zmienia jego istotę, o ile jest czytany. Zaczyna, albo nasila się kreowanie, ubarwianie, pozowanie na kogoś, kim się nie jest – autorytet.

Ten blog nie jest czytany. Zatem to raczej publiczny pamiętnik za życia, to znaczy, wegetacji. Takie czasy.

Niemniej, profesjonalne blogi w obecnych czasach, przypominają już czasopisma, raczej te popularne, niż naukowe, z racji kwalifikacji autorów, z wyjątkami oczywiście.

Skoro piszę od końca, czas na wstęp.

Publicystą nie jestem. Za mały.
Pisać na fejśbuku nie chcę, to zbyt wsobne. Skoro chcę coś opublikować, to publice (SEO help me plz), a nie jedynie znajomym.
Dodatkowo, wolę być “panem” tej własnej przestrzeni ekranowej, a nie podmiotem korzystającym z kawałka portalu, który może być łatwo zabrany.

Dlatego własny blog. 

O wszystkim i o niczym. O rzeczach błahych i o tych mniej. Fachowo i naiwnie.
Wystarczy odpowiednio ustawić perspektywę
, by te moje myśli, doświadczenia i konkluzje, dla niektórych bez wartości, dla innych były interesujące.
Ale co najważniejsze, dla mnie, w pewien sposób, to wszystko jest motywujące.

Dziękuję, że doczytałaś/eś do końca.